Będziesz się wzruszać - mówili, będziesz płakać - mówili. I po co zaprzeczałam?
Poruszająca opowieść o tym, że miłość macierzyńska niejedno ma imię.
Mówi się, że nie ma miłości silniejszej i piękniejszej niż macierzyńska. Że tylko ona może nadać prawdziwy sens życiu. Ale co zrobić, gdy upragniony moment, w którym dwoje kochających się ludzi zostaje rodzicami, nie nadchodzi, a każdy kolejny dzień jest pełen ogromnej tęsknoty i przypomina o tym, że wkrótce może być za późno?
Bohaterka "Innego początku" próbuje oswoić się z bolesną myślą, że nigdy nie będzie jej dane urodzić dziecka. I wtedy pojawia się słowo "adopcja", a wraz z nim cała masa pytań. Czy to naprawdę jedyne rozwiązanie? Czy się uda? A co, jeśli nie?... To jedno słowo staje się początkiem długiej, niezwykle trudnej drogi. Drogi, podczas której co chwilę pojawiać się będą strach, niemoc i niepewność. A jednak na jej końcu czeka coś, o co warto zawalczyć... Nieopisana radość i spełnienie, jakie daje pojawienie się w życiu tego upragnionego Małego Człowieka, który jest dopełnieniem wszystkiego i swego rodzaju ratunkiem. Poczucie, że daje się szczęście dziecku, które w swojej biologicznej rodzinie tego szczęścia zaznać nie mogło. I pewność, że to była właściwa droga.
Pierwszy raz recenzuję książkę napisaną przez osobę, którą znam prywatnie dosyć dobrze. W związku z tym czuję spory stres i mam nadzieję, że podołam temu zadaniu.
Autorkę książki Honoratę i jej wspaniałą rodzinę: męża i syna, a także wiernego futrzastego towarzysza psiaka poznałam wiele lat temu. Miałyśmy przyjemność pracować razem i zawsze powtarzałam wszystkim: "Tej laski nie da się nie lubić. Ciepło, które od niej bije jest wyjątkowe i niepowtarzalne." Nie będę ukrywać, zazdrościłam i do dziś zazdroszczę.
Kiedy któregoś razu (jak zawsze) rozmawiałyśmy na spotkaniu Wigilijnym w pracy o dzieciach i porodzie, Honorata zszokowała wszystkich: "Nie urodziłam mojego synka, jest adoptowany.". Wow, nie wiedziałam co powiedzieć. Ale jak to? Przecież on jest do was tak podobny - pytałyśmy z niedowierzaniem. Nigdy nie spotkałam się z taką sytuacją i nie wiedziałam jak zareagować. Pierwszym odczuciem był jednak podziw i szacunek. Mimo XXI wieku nie każdy ma odwagę na taki gest. Kiedy później okazało się, że Honorata napisała książkę o swojej drodze do adopcji, nie mogłam uwierzyć. Wow! To już było coś. Każda z nas siedzących wtedy przy stole miała łzy w oczach.
Wiele miesięcy czekałyśmy na "Inny początek" i jestem dumna z tego, że jako jedna z niewielu mogłam jako pierwsza zobaczyć okładkę i opis. Kiedy ujrzałam pdf przedstawiający dwie niepozorne strony, wiedziałam, że to będzie coś. Wydawnictwo Novae Res odwaliło kawał dobrej roboty tworząc okładkę wzbudzającą zainteresowanie i rozbrajający opis książki, który dotyka głębi serca. Tajemnicą cały czas pozostawała jedynie treść.
Mocne, prawda? Kiedy otrzymałam do ręki mój egzemplarz tej literatury pięknej, mąż Honoraty powiedział: Popłacz sobie. Pomyślałam wtedy: "Zaraz, zaraz, łzy przy książce? Hmm zdarza mi się, ale nie sądzę". I co? I jajco. Miał całkowitą rację. Ściśnięte gardło i oczy pełne łez do nieodłączny element czytania tej książki. Dlaczego nie dołączają do niej kartonu chusteczek? Bez tego nie da się jej czytać. I wierzcie mi, to nie tylko moja opinia. Oczywiście kobiety będą bardziej wrażliwe na treść "Innego początku", mężczyźni mogą przyjąć ją z mniejszą ilością emocji. Każdy jest oczywiście inny i nie mam prawa wyrażać opinii na temat tego, jakie emocje będą towarzyszyły wam podczas lektury. Ja byłam wzruszona. Dodatkowym bodźcem było to, że znam Honoratę i nie mogłam uwierzyć ile zła może spaść na jedną drobną istotę o wielkim sercu. To takie niesprawiedliwe. Wiem jednak jedno, wszystko dzieje się po coś. Sama przekonałam się wielokrotnie, że czasem życie rzuca nam kłody pod nogi, żebyśmy zbudowali z nich tratwę i odpłynęli w stronę tęczy.
O czym jest "Inny początek"?
O trudnej drodze do rodzicielstwa. Bohaterka i jej mąż nie mogą mieć własnych dzieci. Próbowali każdej metody z negatywnym skutkiem. Pięć lat starań przyniosło tylko ból i łzy. Wtedy przychodzi pomysł adopcji. Tutaj również nie jest łatwo. Procedury adopcyjne są długie i trudne. W końcu się jednak udaje. Nie myślcie jednak, że teraz czeka ich już tylko sielanka. Cała trójka musi nauczyć się ze sobą żyć i przyjdzie im to z naturalną łatwością. Dalej przeczytacie o miłości do dziecka, którego się nie urodziło i poznacie odpowiedź na pytanie: Czy dziecko adoptowane kocha się tak samo, jak biologiczne?. Nie brzmi to może za dobrze, ale wiele z nas zadaje sobie to pytanie.
Ta książka jest dla każdego, ale nie każdy może przyjąć ją z otwartym sercem. Niektórym z nas może być ciężko, ale warto dobrnąć do końca, chociażby dlatego by zrozumieć adopcję - piękno powtórnych narodzin.
Autorkę książki Honoratę i jej wspaniałą rodzinę: męża i syna, a także wiernego futrzastego towarzysza psiaka poznałam wiele lat temu. Miałyśmy przyjemność pracować razem i zawsze powtarzałam wszystkim: "Tej laski nie da się nie lubić. Ciepło, które od niej bije jest wyjątkowe i niepowtarzalne." Nie będę ukrywać, zazdrościłam i do dziś zazdroszczę.
Kiedy któregoś razu (jak zawsze) rozmawiałyśmy na spotkaniu Wigilijnym w pracy o dzieciach i porodzie, Honorata zszokowała wszystkich: "Nie urodziłam mojego synka, jest adoptowany.". Wow, nie wiedziałam co powiedzieć. Ale jak to? Przecież on jest do was tak podobny - pytałyśmy z niedowierzaniem. Nigdy nie spotkałam się z taką sytuacją i nie wiedziałam jak zareagować. Pierwszym odczuciem był jednak podziw i szacunek. Mimo XXI wieku nie każdy ma odwagę na taki gest. Kiedy później okazało się, że Honorata napisała książkę o swojej drodze do adopcji, nie mogłam uwierzyć. Wow! To już było coś. Każda z nas siedzących wtedy przy stole miała łzy w oczach.
Wiele miesięcy czekałyśmy na "Inny początek" i jestem dumna z tego, że jako jedna z niewielu mogłam jako pierwsza zobaczyć okładkę i opis. Kiedy ujrzałam pdf przedstawiający dwie niepozorne strony, wiedziałam, że to będzie coś. Wydawnictwo Novae Res odwaliło kawał dobrej roboty tworząc okładkę wzbudzającą zainteresowanie i rozbrajający opis książki, który dotyka głębi serca. Tajemnicą cały czas pozostawała jedynie treść.
"Dostałam leki, bo lekko plamiłam. Po weekendzie miałam ostre bóle, znowu lekarz, zwiększona dawka leku, zwolnienie. Wiedziałam, że coś jest nie tak. Te same badania, magiczne cyferki lecą w dół, ciąża biochemiczna... Moja rozpacz, łzy. Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? Jeszcze kilka dni zwolnienia. Pojechaliśmy nad morze. Trochę odpoczęliśmy. Bunt, złość, rozpacz cały czas mi towarzyszyły. Moja dobra znajoma była w ciąży i u niej wszystko było w porządku. Jej dziecko się w niej rozwijało. Ja dostałam tylko namiastkę tego, co ona miała tak po prostu, od razu bez wysiłku. Ja nie zobaczyłam tego magicznego punktu na USG. Moje dziecko noszę cały czas tylko w swojej wyobraźni, nie pod sercem, choć wtedy - dokładnie rok temu- prawie je tam poczułam. Nie! Ja je poczułam, ale to był tylko sen, z którego brutalnie zostałam wyrwana. (...)"
Mocne, prawda? Kiedy otrzymałam do ręki mój egzemplarz tej literatury pięknej, mąż Honoraty powiedział: Popłacz sobie. Pomyślałam wtedy: "Zaraz, zaraz, łzy przy książce? Hmm zdarza mi się, ale nie sądzę". I co? I jajco. Miał całkowitą rację. Ściśnięte gardło i oczy pełne łez do nieodłączny element czytania tej książki. Dlaczego nie dołączają do niej kartonu chusteczek? Bez tego nie da się jej czytać. I wierzcie mi, to nie tylko moja opinia. Oczywiście kobiety będą bardziej wrażliwe na treść "Innego początku", mężczyźni mogą przyjąć ją z mniejszą ilością emocji. Każdy jest oczywiście inny i nie mam prawa wyrażać opinii na temat tego, jakie emocje będą towarzyszyły wam podczas lektury. Ja byłam wzruszona. Dodatkowym bodźcem było to, że znam Honoratę i nie mogłam uwierzyć ile zła może spaść na jedną drobną istotę o wielkim sercu. To takie niesprawiedliwe. Wiem jednak jedno, wszystko dzieje się po coś. Sama przekonałam się wielokrotnie, że czasem życie rzuca nam kłody pod nogi, żebyśmy zbudowali z nich tratwę i odpłynęli w stronę tęczy.
O czym jest "Inny początek"?
O trudnej drodze do rodzicielstwa. Bohaterka i jej mąż nie mogą mieć własnych dzieci. Próbowali każdej metody z negatywnym skutkiem. Pięć lat starań przyniosło tylko ból i łzy. Wtedy przychodzi pomysł adopcji. Tutaj również nie jest łatwo. Procedury adopcyjne są długie i trudne. W końcu się jednak udaje. Nie myślcie jednak, że teraz czeka ich już tylko sielanka. Cała trójka musi nauczyć się ze sobą żyć i przyjdzie im to z naturalną łatwością. Dalej przeczytacie o miłości do dziecka, którego się nie urodziło i poznacie odpowiedź na pytanie: Czy dziecko adoptowane kocha się tak samo, jak biologiczne?. Nie brzmi to może za dobrze, ale wiele z nas zadaje sobie to pytanie.
Ta książka jest dla każdego, ale nie każdy może przyjąć ją z otwartym sercem. Niektórym z nas może być ciężko, ale warto dobrnąć do końca, chociażby dlatego by zrozumieć adopcję - piękno powtórnych narodzin.
Szczerze polecam, to moja ulubiona książka.
OdpowiedzUsuń