Rok 1990, miałam wtedy 3 lata, ale i tak wiem czym był PRL. Rodzice zawsze opowiadali mi jak było wtedy ciężko i że świat był w tamtych czasach zupełnie inny. Moja siostra miała urodzić się rok później. Właśnie tak wspominam tamten czas.
Nie jest źle. Jest absolutnie tragicznie. Naczelnik sekcji kryminalnej ginie podczas strzelaniny. Kraków - opleciony przestępczą ośmiornicą - staje się miastem bezprawia. Doskonale zorganizowana ekipa ma, w przeciwieństwie do policji nieograniczony budżet.
Komisarz Kastor Grudziński ma do swojej dyspozycji alkoholika oraz emerytowanego gliniarza, w pośpiechu przywróconego do służby. Czy takie wynędzniałe trio jest w stanie wygrać z nowością, jaką na przełomie 1990 i 1991 roku była przestępczość zorganizowana?
Nie ma wyjścia. Kastor zrobi wszystko, żeby pokrzyżować plany niebezpiecznemu gangowi rozlewającemu się po krakowskich ulicach. Robota gliniarza to tak naprawdę jedyne, co ma. Poświęcenie i pasja. Aby osiągnąć sukces, nie cofnie się przed niczym.
30 września 2020 - to właśnie dziś ma swoją premierę kryminał "Bez reszty", czyli kolejna książka Wojtka Miłoszewskiego. Świat recenzentów bardzo przychylnie podszedł do tej pozycji literackiej i widziałam sporo dobrych opinii. Jaka będzie moja? Zapraszam na recenzję książki.
Przeważnie zostawiam to na koniec, ale tym razem już na początku zwrócę uwagę na nietypową okładkę. Bardzo mało jest książek kryminalnych, których kolorystyka opiewa w róż i jasny niebieski. Wydawnictwa i autorzy raczej stawiają na ciemne, niepokojące barwy jak czerń, czerwień i brąz. Tutaj widzimy kolory pozytywne, wzbudzające dobre emocje. Jeśli to zabieg celowy to bardzo udany, ponieważ dzięki temu czytelnik nie do końca wie, czego spodziewać się po nowej książce Miłoszewskiego. Od siebie dodam, że okładka pięknie wygląda na półce i ktoś kto ją projektował, dobrze to przemyślał. Przynajmniej takie jest moje zdanie.
A co z zawartością?
No właśnie. Okładka wskazuje na lekką historię, opis na nieco zabawny kryminał. A jak jest w rzeczywistości? To bardzo dobrze napisana historia kryminalna z bohaterami może i nieco nieogarniętymi, ale znającymi się na swojej robocie. Główna postać Kastor Grudziński to typowy glina PRL-u, naginający przepisy, nie stroniący od alkoholu w pracy, ale przy tym bardzo skuteczny. Kiedy jego przyjaciel i naczelnik ginie z rąk bandytów podczas wspólnej służby, Kastor ani chwili nie waha się by rozpocząć śledztwo i dopaść zbrodniarzy. Przyjaźń czasem przysłania mu realistyczne podejście do sprawy, ale dzięki temu widzimy, że są w nim emocje i nie odcina się od nich.
"Kastor kiwnął głową i wyszarpnął spod kurtki czaka. Kanonada ucichła, a nadkomisarz Tyszowiecki wychylił się zza kufra fiata i odpowiedział ogniem. W tym samym momencie Kastor rzucił się do pobliskiej ściany. Przywarł do betonowego słupa i wymierzył dokładnie. Trafił jednego z tamtych w ramię. Drugi z miejsca skierował broń na pozycję komisarza i kule gruchnęły w beton filaru, wzbijając chmarę odłamków. Gdy Kastor się wychylił po kilku sekundach, zachęcony ciszą, zobaczył, że kierowca scanii przesiadł się do bmw i wszyscy trzej wyjeżdżają pełnym gazem w Bieńczycką. Wybiegł za nimi na ulicę i złożył się do strzały, ale luksusowe auto nabrało prędkości. (...)"
Książka ma prawie 400 stron, ale idzie przeczytać ją w jeden dzień. Na początku nie mogłam wejść w klimat, ale potem ze strony na stronę historia wciągała mnie coraz bardziej. Zaskoczeniem było dla mnie kilka wątków, czyli kilka śledztw prowadzonych przez bohaterów. Główna akcja skupia się wokół porwań chłopców, ale poza tym uzyskujemy także kilka innych przekrętów. Wszystko w otoczeniu zimowego Krakowa spowitego grubą warstwą śniegu. Bardzo podobała mi się też scena z Wigilii, miała w sobie lekką nutę czarnego humoru i ukazała "ludzkość" naszych twardych gliniarzy. Postać Kwiatka także została skonstruowana genialnie. Niczym doktor Jekyll i pan Hyde, Kwiatek zmieniał swoje oblicze w zależności od ilości wypitego alkoholu. Dziwię się, że naczelnik niczego nie zauważył. Świetny wątek, a to tylko jeden z wielu paradoksów ukazanych w kryminale "Bez reszty".
Może to dziwne, ale jesienią zawsze bardzo lubię czytać książki w zimowym klimacie gdzie śniegu nie brakuje, a mróz szczypie w oczy na każdym kroku. Ma to swój urok, nawet jeśli piękna zima jest otoczką dla trudnych śledztw. Dodatkowo, mimo iż nie znam Krakowa, miałam wrażenie jakbym chodziła jego uliczkami.
Serdecznie polecam tą książkę. To misternie utkany kryminał z przemyślaną akcją i dobrze napisanymi głównymi bohaterami. Znajdziecie tu nieco czarnego humoru i klimat typowy dla czasów PRL-u, gdzie nikt nie przejmował się trzeźwością w pracy i ludzie żyli wtedy wg nieco innych zasad. Ostatecznie więc wystawiam bardzo pozytywną recenzję książki "Bez reszty" Wojtka Miłoszewskiego.
Zapraszam także na mój instagram, gdzie także znajdziecie recenzje w skróconych wersjach, a do tego ciekawe książkowe zdjęcia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz