Czasem tak bywa, że człowiek siada do książki i ani się obejrzy, a książka właśnie się kończy. Tak działają te najlepsze powieści, które wciągają czytelników w swój świat. Zapominamy wtedy troszkę o rzeczywistości i trzeba się bardzo pilnować. Bo najlepsze książki są najniebezpieczniejsze.
Grupa maturzystów gubi szlak w czasie zamieci śnieżnej w Bieszczadach. W chacie stojącej na uboczu uczniowie dokonują makabrycznego odkrycia. W jednym z pomieszczeń znajdują trzydzieści drewnianych skrzynek, a w nich setki kości oraz zeszyty, w których opisano ostatnie tygodnie życia różnych ludzi.
Sprawę prowadzi podkomisarz Robert Lew. Śledztwo okazuje się jednak trudniejsze, niż się tego spodziewał. Wiek niektórych kości oraz substancje chemiczne, którymi zostały potraktowane, utrudniają ich zbadanie. Problemem staje się również ustalenie tożsamości ofiar. Śledczy nie są w stanie powiązać znalezionych szczątków z żadną otwartą sprawą. Wszystko wskazuje na to, że morderca przez parędziesiąt lat dopuszczał się zbrodni, których nikt nie zauważył...
Sprawa wzbudza powszechne oburzenie społeczne i doprowadza do masowych protestów. Od jej rozwiązania zaczynają zależeć posady wielu ważnych osób, zarówno w policji, jak i w rządzie oraz prokuraturze.
Dokąd zaprowadzą ślady? Czy uda się znaleźć sprawcę, gdy presja jest tak duża?
Ten debiut jest naprawdę dobry. Nie znana mi dotąd M.M.Perr nagle trafia ze swoją pierwszą książką do mojego prywatnego rankingu najlepszych serii kryminalnych. A przecież to dopiero początek i kolejne części nawet nie ujrzały jeszcze światła dziennego. Mam jednak przeczucie, które mówi mi, że będzie to popularna seria. Pierwsza część z pewnością przypadnie wielu czytelnikom do gustu. Moje poparcie uzyskała w stu procentach.
Co najbardziej lubię podczas czytania?
Zaskoczenie. Niby oczywiste, ale jednak trudne do wykonania. Wiele książek jest bardzo przewidywalnych, dlatego kiedy trafiają się takie, które zaskakują, są niczym powiew świeżości.
W kryminale "629 kości" zaskoczeń było sporo:
- główny bohater podkomisarz Robert Lew to "normalny" facet z dobrze funkcjonującą rodziną, ale jednak ma swoje za uszami
- już podczas pierwszych kilkunastu stron morderca zostaje złapany i nic nie wskazuje na pomyłkę, nie oznacza to też, że opowie nam całą historię
- świat polityki wpleciony w fabułę, która na pierwszy rzut oka wcale go nie dotyczy, to ciekawy wątek
- elementy humorystyczne chociażby scena z telefonem w tramwaju, mistrzostwo!
- zakończenie sprawiło, że przeszły mnie dreszcze i oblał zimny pot, dzięki niemu czuję niedosyt i chcę więcej
I takie smaczki sprawiają, że czytelnik staje się fanem autora i pragnie trzymać w swoich rękach większą ilość jego książek. Dzięki intrygującej fabule i dobrze napisanych głównych bohaterach, historia ożywa, a ja mogę poczuć się jakbym była jej świadkiem w czasie rzeczywistym.
Główny wątek pierwszej części serii z Robertem Lwem także przyprawia o ciary. Duże ilości kości znalezione w starej chacie, a przy nich notatniki z ich ostatnimi chwilami spisane przez mordercę. A wiecie co jest najlepsze? Nie oznacza to, że wszystkie ofiary nie żyją. Wpleciony zostaje tu też wstrząsający wątek pedofilii, więc nie jednych historia może zniesmaczyć. Autorka nie owija w bawełnę i podaje nam najgorsze koszmary na tacy.
Kryminał "629 kości" to świetnie napisana książka. Znajdziecie tu emocje, które wywołają gęsią skórkę na ciele. I nie chodzi o klasyczny strach, ale o coś gorszego. Rzeczywistość podszytą brutalnością, nieczułą na krzywdę ludzką. Jest też i wyżej wspomniana polityka pokazana od najbardziej zaborczej strony. Fragment pogrzebu wywołuje odruch wymiotny na to, jakimi ludzie potrafią być parszywymi chciwcami. Bardzo cię cieszę, że podkomisarz Lew pozostaje przy tym przez cały czas bardzo ludzki i widać, że autorce zależy na tym, abyśmy poczuli do niego sympatię.
"Nic go nigdy do policji szczególnie nie ciągnęło. Nie marzył o tym zawodzie od dziecka. Wprost przeciwnie. Ale to był dobry sposób, by wyrwać się z domu. Kiedy był mały, musiał wstawać o świcie razem z rodzicami, by pomagać w gospodarstwie. Gdy kończył robotę, jego ubrania i włosy przesiąkały smrodem gnoju. Paznokci nigdy nie mógł doszorować. Nie żeby inne dzieci miały lepiej. Tu nikt nie miał lepiej. Na niedzielnej mszy wszystkie ręce mimo starań było tak samo niedomyte. (... ) Tam pierwszy raz zobaczył milicjanta. Przystanek autobusowy, na którym czekali dwie godziny na autobus, stał tuż przy komisariacie. (...) Nie przyszło mu wtedy go głowy, że bycie milicjantem - czy policjantem, jak to się teraz mówi - może się wiązać również z czymś tak beznadziejnie dołującym i obrzydliwym, jak siedzenie przez dwadzieścia godzin z starej, ciemnej, śmierdzącej szopie na odludziu ze szczątkami ludzkimi za ścianą."
Serdecznie POLECAM M.M.Perr i jej kryminał "629 kości". Mam nadzieję, że wam także spodoba się tak bardzo, jak mnie.
Pragnę również pochwalić Wydawnictwo Prozami za rewelacyjną oprawę graficzną książki. Świetnie oddaje mroczny klimat zawartości i wygląda bardzo ciekawie na zdjęciach.
Kryminały są doskonałe na jesienne wieczory i myślę, że ten także mnie wciągnie.
OdpowiedzUsuńMyślę, że zerknę jeszcze na inne pozycje tego autora. Świetna książka
OdpowiedzUsuń